piątek, 16 października 2015

WTF?!

Hey ludziki!
Podjęłam życiową decyzję i w całości przenoszę to opowiadanie na wattpad ponieważ tam dosłownie wszystko mam pod ręką i też całe dnie tam przesiaduję ;P

Jeśli jesteś zmobilizowany to zakładaj konto do zapraszam do śledzenia mnie ponieważ każdy mój wpis będzie widoczny zwłaszcza, że zawsze zaznaczam aby przychodziło wam powiadomienie o jakiej kolwiek notce którą dodam XD więc jednocześnie mam też z wami lepszy kontakt, a wy macie darmowy dostęp do innych książek które piszę ja oraz inne osoby :)
                   Zapraszam do śledzenia XxKulkaxX

sobota, 10 października 2015

Rozdział 11.

Słyszę kroki.
Ktoś się zbliża. Schowałam się za kupką siana, czy co to tam jest.
To demon. W normalnej postaci, tej jeszcze paskudniejszej niż normalnie.
Kiedy odszedł odnalazłam w kieszeni medalion i ob kręciłam rzemyk wokół nadgarstka, tak że medalion wyglądał jak bransoletka. To małe cacuszko działa na zasadzie, że ja widzę siebie, jako siebie, a inni jako demona, czy inne badziewie. Niestety nie mam wpływu na to w co mnie zmieni i za każdym razem kiedy go założę będę miała zupełnie inną postać.
Muszę się wydostać z tego miast, wrócić do tunelu i znaleźć Maxa, a jak na razie to jestem w kropce.
Muszę...
Chociaż...
Spacerowałam ulicami miasta.
Jest pusto, a nie powinno ponieważ takie miast nigdy nie śpią. Zobaczyła dwójkę gargulców które ewidentnie się gdzieś śpieszyły. 
- Przepraszam! - dogoniłam ich. Widziałam ten strach w ich oczach kiedy tylko mnie dostrzegli.
- Tak? - zapytała przerażona kobieta [ o ile można to tak nazwać]
- Dlaczego jest tu tak pusto? - pytam. Gargulce mimo pozorów są wyrafinowane i liczą się dobre maniery w rozmowie. Szkoło dziękuję, że nauczyłaś mnie przynajmniej tego!
- O pewnie jest pan przyjezdny! - zawołał z ulgą.- Dzisiaj ma się odbyć egzekucja Zwiadowcy na placu głównym - powiedziała z radością w głosie. 
- A kiedy dokładniej? - próbuję się dowiedzieć. Jeśli to Zwiadowca to muszę mu pomóc. 
- Właściwie to jesteśmy już troszkę spóźnieni, więc niestety musimy już lecieć. Do zobaczenia! - pożegnała się pośpiesznie. Kiedy tylko straciła tą parę z oczu rzuciłam się biegiem w stronę głównego placu. Wszystkie te miasta są budowane na ten sam wzór, którego kazali nam się nauczyć na pamięć w szkole. Po raz drugi dzisiaj, dziękuję!
Jestem na placu, który cały jest obsypany w ludziach przez co nie widzę zbyt dużo.
Na środku, na gigantycznym podeście/scenie jest gilotyna, kara śmierci, czyli ten Zwiadowca musiał wybić dosyć dużo tych poczwar. Patrzę w prawo, widzę swoje odbicie w szybie małego sklepiku z ziołami. Jestem mrocznym kosiarzem, to by wyjaśniało dlaczego te gargulce tak wystraszyły się na mój widok. Spoglądam na swoje dłonie, zamiast palców widzę same białe jak śnieg kości. Nie jestem sobą. Jestem tym czego boję się najbardziej...śmiercią.
- Panie i Panowie! Tego wspaniałego dnia zebraliśmy się tutaj, aby ukarać najbardziej bestialską istotę jaka chodzi po tej planecie, Zwiadowcę - wtedy oniemiałem, zobaczyłam jak wprowadzają ledwo żywego Maxa na podest. Zaczęłam przedzierać się przez tłum, aby być bliżej.
- Dzisiaj! Zapłaci on za tą krzywdę jaką wyrządził nam wszystkim.
Jego oczy były inne, pozbawione życia.
- Zaczynajmy! - Kat związał mu ręce.
- Stop! - usłyszałam czyiś krzyk. Dopiero kiedy oczy wszystkich zgromadzonych skierowały się na mnie, zdałam sobie sprawę, że to ja.
- Może by tak wymierzyć inną karę? - zaproponowałam no co stwory zaczęły coś szeptać między sobą. - Może by tak pozwoli najbardziej skrzywdzonym, zemścić się na tym człowieku! Bo to oni cierpieli najbardziej! Każdy z nich zapewne marzy!Aby ostatni raz zadać komuś ból! Pozwólcie mi go do nich zabrać! - tłum wydawał się zachwycony tym pomysłem bo zaraz po tym zaczęli głośny domagać się oddania go poległym.
Osoba która "prowadziła" całe zajście nie była pewna co dokładnie ma zrobić, ale już po chwili uspokoiła gapiów jednym gestem ręki.
- Dobrze więc. Niech mroczny kosiarz zabierze Zwiadowcę.
Kap zrzucił Maxa z podestu z gigantyczną siłą poz moje stopy, przysięgam, że słyszałam dźwięk łamanych kości. Podeszłam do niego i pomogłam mu wstać. W jego oczach widziałam łzy i strach.
- Już dobrze - szepnęłam tak, że tylko on mógł mnie usłyszeć.
Zaprowadziłam nas do jednego z budynków który widziałam po drodze na plac. Bogu dzięki okazał się opuszczony. 
Posadziłam go przy ścianie.
Byliśmy na samej górze budynku, czyli na czwartym pietrze.
Zerwałam medalion z nadgarstka.
- Sydney? - nie dowierzał.Widziałam że cierpi, niewiele mogłam z tym zrobić.
- tak to ja - odpowiedziałam cicho. - To twoja krew? - zapytałam ściągając mu kurtkę, ale nie chciał współpracować. Po prostu martwo parzył w moje oczy.
Zbliżył się do mnie tak, że nasze twarze dzieliły zaledwie milimetry. Moje serce biło teraz sto razy szybciej. Poczułam jakieś dziwne uczucie ciepła w sercu.
Miłość.
To uczucie którym nie darzyłam nikogo w obawie, że wykorzysta to przeciwko mnie. W obawie, że zostanę w końcu sama i nie będę w stanie tego znieść. 
Nauczyłam się, że słowo "kocham" ma gigantyczne znaczenie, i nie można używać go od tak. Nikomu do tej pory nie powiedziałam, co czuję, bo bałam się konsekwencji...
- Kocham cie, wiedziałem to już kiedy po raz pierwszy cie zobaczyłem.
Nie można używać tego słowa od tak, i mówić go byle komu, bo jest ono przeznaczone dla specjalnych ludzi...
-Kocham cię - odpowiadam cicho...

_______________________________________________________
Przyznam, że sama nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji XD\
Ale za to wiem, ze większość z was tak :)
[Standardowe wyłudzanie komentarzy ]
Zapraszam was serdecznie do komentowania [jest możliwość z anonima] ponieważ to mega motywuje do dalszego pisania, zwłaszcza, ze ostatnimi czasy jestem zawalona robotą XD
                             ~Kulka

środa, 7 października 2015

Rozdział 10.

*Sydney*
Jak należy się obudzić, żeby cały dzień był już na starcie beznadziejny?
Telefonem z bazy o treści "Jesteś potrzebna, przyjeżdżaj"
Cudnie.
Przez ten czas zdążyłam spakować torbę.
Miałam już wychodzić, ale zatrzymała mnie Lucy.
-Gdzie idziesz? - pyta zaspana.

- Muszę znowu wracać do bazy - poinformowałam ją szeptem żeby nie obudzić Terry.
- Ale..dopiero wróciłyśmy? Dlaczego wzywają tylko ciebie? - zapytała zmartwiona.

To miłe z jej strony, że si.ę o mnie martwi.
- Nie wiem, ale przekaż to Terry kiedy się obudzi - proszę.
- Uważaj na siebie - żegna mnie uściskiem jakby miała mnie przytulać po raz ostatni.
A może myśli, że nie dam sobie rady i rzeczywiście jest to ostatni raz.


Zamknęłam drzwi na kod i od razu zaczęłam kierować się do dowództwa.Ciekawe co jest tak ważne żeby budzić mnie o pierwszej nad ranem? Mam nadzieję, że to coś na prawdę poważnego, albo zdemoluję im to głupie biuro...
Pukam.
Po chwili słyszę przytłumione "Proszę", po czym wchodzę.
- Usiądź - prosi mnie szef wszystkich szefów we własnej osobie. Ale co z tego, że teraz powinien siedzieć w Kanadzie...

Siadam.
- O co chodzi? - pytam grzecznie.

- Dobrze wiec...twój partner z ostatniej misji zaginął. Wraz z Jasonem McNeelem, mieli na celu sprawdzić tunel wydrążony w ścianie przybytku który sprawdzaliście. Jason wrócił, ale bez Maxa. McNeel zakłada, że dopadły go demony, ale mamy obowiązek to sprawdzić. 
- Czyli mam sprowadzić z powrotem - pytam. To chyba wiadome, że to nie demony tylko NcNeel coś mu zrobił i zostawił samego sobie. To będzie cud jeśli w ogóle znajdę jego zwłoki w tym tunel bo pewnie demony tam mieszkające już się tym zajęły. 
- Tak ,a dokładniej...Wracasz albo z nim, albo w ogóle - odezwał się surowo. 
- Jak to? - pytam lekko zszokowana. Przecież nie mogą wywalić jednej z najlepszych zwiadowców w tej bazie...W tym zawodzie!
- W szeregach naszych oddziałów nie ma miejsca dla słabeuszy. Jason już doniósł mi o tym jak bardzo się opuściłaś...
- Co proszę? - gotowała się we mnie złość. Miałam wrażenie, ze zaraz para wyjdzie mi uszami.
- To co słyszałaś Panno Collins, a teraz proszę się szykować bo wylatujecie punkt szósta.

Ubieram tradycyjnie moją kochaną kurtkę zamiast tego niewygodnego munduru.
Zamykam pokój.
Kieruję się na lądowisko jednocześnie wiążąc włosy w wysoką kitkę. Do tej akcji wkopali trzynastu Łowców którzy sprawdzą teren i odeskortują mnie to wejścia tunelu. Potem muszę radzić sobie sama. Na znalezienie go dostałam 30 dni po tym czasie jeśli nie wrócę nie mam prawa pokazywać się w bazie.

Zostanę potraktowana jak Naznaczona. 
Tak, niestety, zostają potraktowane "słabsze" jednostki. Oczywiście mamy wtedy pełne prawo żyć wśród ludzi i zasmakować "normalnego życia". Cały lot myślałam o tym gdzie może prowadzić ten tunel. Jesteśmy już przed budynkiem.
Łowcy są skupieni, starają się przewidzieć wszystko co może się wydarzyć. Wchodzimy do piwnicy, tym razem też poczułam na schodach jak ktoś mi się przygląda, ale tym razem też nikogo nie było. To uczucie nie ustępowało mi ani na krok. Łowcy otwierają  drzwi do tego strasznego pokoju i w pośpiechu go przeszukali. Kiedy weszłam do pomieszczenia zaczęłam szukać wzrokiem puszki, ale nigdzie jej nie było. 

- Powodzenia Collins - usłyszałam za plecami na co odwróciła się do chłopaka po czym słabo uśmiechnęłam. 
Weszłam do tunelu i zaraz po tym usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi.
Odszukałam latarkę i od razu oświeciłam drogę przede mną. Ta wielka dziura w ścianie z czasem zacząłem się zwężać i maleć doprowadzając do tego, że teraz id.ę na czworaka. Mam wrażenie, że zaraz się uduszę. 
Nagle ziemia pode mną zadrżała i podłoże się zapadło, a zjeżdżam jak na zjeżdżalni wodnej...tylko bez wody. Cały czas twarzą w dół i przy okazji nażerając się piasku i ziemni. Moje tortury kończą się wraz z oślepiającym światłem i tym, ze wpadam w coś miękkiego,a jednocześnie kłującego. 
Siano?
Wygrzebuję się z niego i staję na Ziemi. 
Rozglądam się. 
To jest...miasto...wygląda jakby utknęło w okresie średniowiecza, ale jednak. Wtedy sobie coś przypomniałam. 
To jest Enderwood [Enter Dziama XD ] jedno z tych zaginionych miast w których mieszkają wszystkie stwory które mają jaki kol wiek związek z czarną magią. Wtedy dostałam oświecenia...medaliony.
Służą one do zmieniania postaci. Listy nie były pisane przez ludzi czy Podziemnych, ale przez demony albo Naznaczonych. 


________________________________________________
TA DA!! Oto i kolejny rozdział :")
Jestem dumna :D
Przepraszam za wszelkie błędy, ale rozumiecie ...

Bayo i do zobaczenia w następnym rozdziale 
                                            ~Kulka

piątek, 2 października 2015

Rozdział 9.

*MAX* 
Obudził mnie promienie słońca wpadające do pokoju.
Chciałem wstać, ale dałem sobie z czegoś sprawę.
Sydney.
Rozglądam się.
Jestem nadal w jej pokoju... w jej łóżku.
Sydney...
Śpi wtulona we mnie, wygląd tak słodko kiedy śpi, uśmiecha się przez sen. Jakimś cudem udało mi się wygrzebać z łóżka nie budząc jej przy tym.

Ogarnięty wchodzę do kuchni i zaczynam robić śniadanie i zarz po tym pojawił się Lucy.
- Dzień dobry - przywitałem ją ciepłym uśmiechem.
- A ty co taki wesoły? - pyta lekko rozbawiona.
- Chyba stałem się lepszym człowiekiem.
- No chyba rzeczywiście...śmianie się razem z Sydney przy jakiejś idiotycznej komedii robi z nas lepszych ludzi - zażartowała siadając przy stole. - Co tam kombinujesz?
- Śniadanie - odpowiedziałem dumnie.
- Czekaj pomogę ci.

Do kuchni weszła lekko podenerwowana Terry i Sydney.
Sydney miała jeszcze mokre włosy i była ubrana w zwykły, biały za duży t-shirt który sięgał jej do połowy ud. Wyglądała tak słodko, chyba od dzisiaj będę zazdrosny nawet jeśli jakiś dupek chociażby na nią spojrzy.
Sydney usiadła po mojej lewej i przywitał mnie uśmiechem. Kto by pomyślał, że oglądanie filmów z Jimem Carreyem tak zbliża do siebie ludzi.
Po śniadaniu wszyscy oglądaliśmy telewizję, w ciszy którą w końcu przerwał dźwięk mojego telefonu.
Wyszedłem z pokoju.
Numer zastrzeżony.
Odebrałem.
- Halo?
- Max Cullen? - zapytał głos w słuchawce.
- Tak, a mogę wiedzieć kto mówi?
- Ma pan wrócić do bazy ze względu na jutrzejszą akcję.
- Dobrze - odpowiedziałem nie pewnie.
- I proszę przekazać pannie Collins aby odebrała paczkę - głos po drugiej stronie cichnie, a połączenie się przerywa.


- Nie musisz tego robić.
- Ale ja mam pocztę po drodze - mówi roześmiana.
- Chyba że tak...
Kiedy wychodziłem, Sydney uznała, że przy okazji pójdzie odebrać paczkę i tym sposobem odprowadza mnie na autobus. Kiedy jesteśmy już na przystanku uświadamiam sobie, że poczta jest pod drugiej stronie ulicy.
- Uważaj - żegna mnie przytulasem [ XD]
- Będę.
- Nie wiem czy zostawianie cię z tysiącem potworów jest dobrym pomysłem - żartuje.

*Sydney*
Odebrałam paczkę.
Mamy obecnie końcówkę jesieni i jest okropnie zimno, ale zamiast do domu kieruję się do parku.
Spaceruję uliczkami między drzewami po czym siadam na ławce pod wielkim drzewem.
Po chwili namysłu, otwieram paczkę.
W środku jest kolejny medalion przemiany i liścik zwinięty w rulonik, owinięty tym razem białą wstążką. Pierwszy medalion miał kształt słońca, [ wiecie o co mi chodzi XD] ten księżyca w nowiu. Chowam wszytko do kieszeni i znajduję list który znalazłam jako pierwszy. Delikatnie zdejmuję czerwoną wstążkę.



"  Nowy York, 30.12.1936
To co się tu dzieje można nazwać istnym piekłem. 
Ludzie znikają bez śladu, tak z dnia na dzień.
Policja prowadzi śledztwo  w tej sprawie, ale to nie znaczy,
że rada zostawiła to w spokoju. Najbardziej przejmujące jest to, że nie znikają osoby wysoko
postawione rangą, ale zwykli cywile,m których zniknięcie trudno zauważyć, dopóki nie zgłosi tego ich rodzina. Ludzie ci nie zostawiają po sobie nic, ale za to osoba która to wszystko robi zostawia jedynie jakiś medalion i wstążkę, jednak nikt nie wie co to oznacza.
  Uważaj na siebie. Twoja Holly."


-Co to była za paczka - już na wejściu wita mnie zmartwiona Lucy.
- To była pomyłka. ktoś zrobił literówkę w adresie i nazwisku. Ludzie potrafią nieźle namieszać - jestem okropnym kłamcą.
- O -to jedyne co powiedziała do mnie tego wieczoru.
___________________________________________________
Wiem, że mnie za to nienawidzicie :(
Ostatnio nie było rozdziału przez to, że jestem teraz bardzo zabiegana, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie :)
Żegnam i do zobaczenia :*
               ~Kulka
























czwartek, 24 września 2015

DOBRY!

Hey <4
Chcę was jedynie poinformować, że rozdział 9. oraz 10. zostaną dodane w niedzielę  w godzinach wieczornych.
Wiecie szkoła i takie tam...
       ~Kulka

niedziela, 13 września 2015

Rozdział 8.

Sydney.
Mogłem się domyśleć, że to ona. Stoję przed nią w samym ręczniku, no nieźle. Nigdy bym się tego nie spodziewał. Sydney momentalnie oblewa się rumieńcem i patrzy na wszystko tylko nie ma mnie. Wygląda słodka kiedy się czerwieni... gdybym nie wiedział do czego jest zdolna pomyślałbym, że nawet niewinnie.
- O co chodzi?
- Według grafika dzisiaj ty i Terrym- słyszę wyraźnie drżenie jej głosu.
Jesteś okropnym człowiekiem Max.
- Okey zaraz będę - miała już wychodzić, ale postanowiłem sprawdzić gdzie kończy się granica...
- Sydney - zatrzymuje się, ale nie odwraca. - Do twarzy ci w tej czerwieni.

Kiedy wchodzę już do kuchni widzę Terry z nożem. Chyba muszę uważać.

Kroimy sobie warzywa. [Nie wiem dlaczego mnie to tak śmieszy XD ]
W ciszy.
Chyba czas przerwać już ten cały teatrzyk.
- Mam pytanie - zacząłem niepewnie. Ten dziewczyny to się akurat boję. Odłożyła nóż i obróciła się do mnie.
- Słucham - powiedziała.
- Sydney powiedziała, że mieszanie ludziom w głowach wychodzi mu dosyć dobrze, a ja coś tam powiedziałem, że to nie prawda czy coś, a ona, że już to słyszała. Wiesz o co chodzi?
- Dlaczego chcesz wiedzieć?
Bo w pewnym sensie mi na niej zależy.
- Nie daje mi to spokoju - W sumie to też.
Terry głośno westchnęła.
- Tylko nie mów jej, że wiesz to ode mnie.
- Nic nie powiem - zapewniam.
- Parę lat temu kiedy zaczynała z tym wszystkim, pracowała w Alfa razem ze swoim bratem, to było lata kiedy McNeel też zaczynał. Wszystko było dobrze, ale z biegiem czasu to się zmieniło. Zawarł układ z tym gnojkiem i nie był już tym wzorowym braciszkiem. Zrobił się zły, nie wiem jak to opisać, ale po prostu... traktował ją jak powietrze. To było trzy lata temu. Nie miała jak się bronić, była słaba. Za słaba. Pewnego wieczoru pojechał na akcję, na którą nie pozwolono jechać jej. Uznali, że jest za młoda i nie da sobie rady. Czekałyśmy na lądowisku. Zawsze czekałyśmy z nią. Wszyscy już dawno wyszli z transportera, ale jego nadal nie było. Dowódca zespołu Alfa, którym wtedy był Michael Grawe razem z jakimś chłopakiem wynosili kogoś w czarnym worku na zwłoki. Tym martwym okazał się Eric. Jej brat... - zrobiła przerwę, nie umiała dobrać słów widziałem to. - Podobno McNeel celował w demona który zaatakował Erica, ale nie trafił. Nikt w to nie wierzył. Nikt oprócz Rady.

Teraz wiem.
Odkryłem jeden z wielu sekretów tej dziewczyny, ale źle się z tym czuje.
- Wow - tylko tyle byłem w stanie z siebie wydusić.
- Proszę tylko o jedno... - spojrzałem na nią - Nie zrań jej.
- Co?
- Widziałam jak na nią patrzysz, a tak patrzy się tylko na wyjątkowych ludzi.








*Sydney*

Podczas kolacji było dosyć...cicho.
Po tym wszyscy rozeszli się do swoich pokoi.
Byłam właśnie w trakcie pisania do mojego taty,a le przerwało mi pukanie.
- Proszę -zawołałam. Kiedy drzwi się otwierają widzę Maxa.
- Hej.
Hej - po co tu przyszedłeś? - Wejdź- siedziałam na łóżku z laptopem, a on zajął miejsce na przeciwko mnie.
- O co chodzi?- pytam po chwili ciszy.
- Chciałbym przeprosić - spojrzał mi w oczy. -Za to, że jestem... tym kim jestem. Od... pewnej osoby wiem, co się stało się z twoim bratem i ...od tej samej osoby wiem, znaczy podejrzewałem, że tak jest, ale Terry...Znaczy! Ta osoba... uświadomiła mi, że... - plątał się we własnych słowach, co było dosyć śmieszne. - Zależy mi...w pewnym sensie...zależy mi na tobie, bardziej niż powinno mi zależeć - patrzył. Kiedy w końcu odważył się spojrzeć mi w oczy widziałam w nich coś...innego.
- W sensie? - zaśmiałam się.
- Nie każ mi przez to przechodzić drugi raz - również się zaśmiał, chociaż było to dosyć nerwowe.
- Mi też na tobie zależy...Trochę bardziej niż powinno - dokończyłam cicho.
Siedzieliśmy chwile w ciszy, Max unikał moje wzroku, tak samo jak ja jego. Kiedy w końcu złapałam z nim kontakt, postanowiłam przerwać...to.
- Oglądasz film?- zapytałam nie pewnie wskazują na laptop.
- Co? Eee.. jasne! Oglądanie filmu! To super pomysł. Nie wpadłbym na lepszy - miałam takie wrażenie jakbym wybudziła go z jakiegoś transu.
Rozsiedliśmy się na całym łóżku.
- To co oglądamy? - zapytałam.
- Wybierz co tylko chcesz.

________________________________________________________________________________
Hey <4
Dacie wiarę, że pisałam to przez 3 godziny XD
Wiem, ze w tym rozdziale nie dzieje się jakoś specjalnie dużo, no ale...
Dla tych którzy jeszcze nie wiedzą rozdziały pojawiają się w niedzielę od godziny 16 do jakiejś 18 :D
To było 1.
Teraz 2.
Jeśli ktoś jakoś specjalnie nie jest kumaty to jako Maxa wyobrażam sobie Dylan O'Brien [ za Chiny nie odmienię tego imienia i nazwiska, bo co najwyżej się tylko zbłaźnię]
I czas na 3.
Jest teraz taka opcja która pozwala na pisanie komentarzy z anonima, bo wiem, że nie wszyscy chcą aby ktoś wiedział, że akurat ty napisałaś taki komentarz.
Serdecznie zapraszam do komentowania ponieważ to mego motywuje do dalszej pracy [nie pisania tylko przepisywania na bloga, ponieważ z rozdziałami jestem bardzo hop to przodu XD ]
To chyba wszystko na dzisiaj, jeśli coś się zmieni to będę  was w miarę na bieżąco informować na moim profilu na Google+ albo na Twitterze gdzie w miarę staram się udzielać :D [  @x_xKulkax_x  albo link w zakładce "Kontakt" ]

 Do zobaczenia w następnym rozdziale :)
                                               ~Kulka

































niedziela, 6 września 2015

Rozdział 7.


Jestem na lądowisku.
Od razy w tłumie zauważam Lucy, ale gdzie jest Terry?
Podbiegam do dziewczyny podenerwowana.
- Gdzie jest Terry? - pytam.
- Ona...
- Jest tutaj - Terry stała po mojej lewej z wielkim uśmiechem.
- Jak było - pytam już spokojnie wiedząc, że nic jej nie jest.
- Tak jak zawsze - krzywo się uśmiechnęła, Niszczyciele zawsze po misjach są pełni energii, nie to co Łowcy, Lucy jest wyczerpana i widzę, że najchętniej przespałaby cały dzień.
- Dlaczego cię zatrzymali? - zapytała zmęczona blondynka.
- Powiedział, że podczas naszej akcji dostał cynk z dowództwa, że Sydney - spojrzała na mnie - została przeniesiona do naszego oddziału.


Dzisiaj o 6:30 mamy transport do miasta. Z dziewczynami w ogóle nie spałyśmy, bo nie mogłyśmy zasnąć.
- Nie wiem co za geniusz wymyślił żeby odholować nas tak wcześnie. Ten człowiek będzie smażył się w piekle i ja tego osobiście dopilnuję.
- Wiecie co jest najgorsze? - zapytała rozbawiona Lucy, obydwie z Terry spojrzałyśmy na nią. - To, że nie będzie nas na śniadaniu - powiedziała z udawanym smutkiem.

Zamknęłyśmy drzwi kodem i skierowałyśmy się pod główne wyjście z bazy. Kiedy tak czekałyśmy zdałam sobie sprawę, że nie tylko my wracamy do miasta, w tłumie ludzi dostrzegłam oddział Alfa w pełnym składzie. Z transu wybudził mnie dźwięk telefonu Terry. Moja przyjaciółka odebrała po czym oddaliła się od nas. Widać po jej minie, że ta rozmowa nie jest jakoś specjalnie przyjemna. Wróciła do nas, zaraz po tym jak się rozłączyła.
- Kto to? - zapytała zmartwiona Lucy
- Dowództwo. Stwierdzili, że skoro mamy dosyć spore mieszkanie w centrum miasta to mogły byśmy kogoś "przygarnąć", a mówiąc kogoś mam na myśli Maxa...  Uznali, że skoro to oni pokrywają wszystkie koszty to nie mamy nic do gadania - powiedziała zdenerwowana. W oczach Terry widziałam złość, w sumie ze mną nie było chyba lepiej.  Zaraz po tym otworzyło się wyjście, wszyscy ruszyliśmy wielkim, niezbyt dobrze oświetlonym tunelem.

Kiedy wszyscy wyszli już z tunelu, kierowcy pomogli nam z walizkami. Padał deszcz, albo raczej lał. Wszyscy wpakowaliśmy tyłki to autobusu.

Nowy York.
Jedno z najpiękniejszych miast świata, ludzie marzą o wycieczce tutaj. Jest to jedno z najbardziej uwielbianych miast na tym kontynencie. Jest czyste, miłe, idealne dla ludzi którzy uwielbiają poznawać nowych ciekawych znajomych, idealne dla osób które chcą zacząć od nowa, z czystą kartą. Ale to tylko pozory. Nocą wszystko jest inne. Widać i słychać o wiele więcej. Jest to jedno z najniebezpieczniejszych miast, sześćdziesiąt procent wszystkich akcji odbywa się na terenie tego miasta. Jestem jedynym Zwiadowcą który tutaj mieszka, ponieważ Rada boi się o nasze życie. Teraz jednak nie jestem jedyna.

Pojazd zatrzymał się na przystanku niedaleko miejsca gdzie mieszkamy. Podczas drogi do wieżowca gdzie mamy apartament nikt się nie odzywał, nikt nie miał odwagi przerwać tej niezręcznej ciszy.
Wsiedliśmy do windy i Lucy kliknęła przycisk z numerem 20. Dało się wyczuć to napięcie.
Otworzyłam drzwi kluczem który podała mi Terry. Dziewczyny od razu poszły do swoich pokoi zamykając za sobą drzwi z hukiem zostawiając mnie samą w korytarzu z Cullenem.
- To... - zaczął niepewnie.
- Pokarzę ci twój pokój - powiedziałam i weszłam w głąb korytarza otwierając drugie drzwi po lewej. Cały czas był tuż za mną.
- Łazienka jest w pokoju, a tu na wprost jest mój pokój, jakbyś czegoś potrzebował, albo miał jakiś kłopot to pukaj - poinformowałam naszego nowego współlokatora.
- Dzięki - powiedział cicho po czym bez słowa wszedł do swojego nowego lokum.
Kiedy skończyłam się rozpakowywać była już pora kolacji.
Weszłam do kuchni gdzie była już Terry:
- Mogłabyś zawołać naszego nowego kumpla żeby pomógł mi z kolacją - zapytała.
- Ale według grafika ja robię dzisiaj kolację.
- Musiałam zmienić grafik - odpowiedziała oburzona.
- Już idę.
Stanęłam przed drzwiami jego pokoju i zapukałam.
Nic.
Znowu pukam.
I znowu nic.
Tym razem pukam głośniej.
Nic.
Lekko, albo raczej okropnie wkurzona ciągnę za klamkę i otwieram drzwi i wchodzę.
- Max!
Nagle otwierają się drzwi od łazienki i wychodzi z nich Max... w samym ręczniku.

_______________________________________________________________________
Hey <4
Dzisiejszy rozdział jest mego krótki za co przepraszam, ale wywalają mnie co chwilę z laptopa i nie mam kiedy napisać :/
Wynagrodzę wam to kiedyś :D
Zapraszam również do komentowanie, ponieważ to bardzo motywuje do pisania :)
Do zobaczenia w następnym rozdziale. :)